Skarżą się, że muszą pracować 24 godziny na dobę i pracują na umowach zlecenie, które uniemożliwiają uzyskanie godziwej emerytury w Polsce czy w Niemczech. W sieci ostrzegają się wzajemnie. Jedna z agencji postanowiła walczyć z niepochlebnymi komentarzami i oskarżyła opiekunkę o zniesławienie. Sprawie przyjrzeli się reporterzy Uwagi! TVN.
Pani Wioletta pochodzi ze Śląska. Jest technikiem górnictwa. W kopalni pracowała jako dyspozytorka. Po restrukturyzacji przedsiębiorstwa nie mogła znaleźć zatrudnienia. 5 lat temu zdecydowała się na przyjęcie zlecenia od polskiej agencji pośrednictwa i zaczęła pracować w Niemczech jako opiekunka osób starszych.
- Po trzech dniach kursu z języka niemieckiego pojawił się papier, który mi pokazał w Niemczech klient, że jestem certyfikowaną opiekunką. Klient w Niemczech myślał, że jestem komunikatywna, a znałam tylko parę słów po niemiecku. W Niemczech kazano mi podawać lekarstwa, wstrzykiwać insulinę, gdzie tam jest to totalnie zakazane - mówi kobieta.
Po dwóch latach pracy pani Wioletta trafiła do domu w okolicach Bremy, by opiekować się blisko 90-letnią seniorką. O sposobie zatrudnienia kobiety powstał nawet reportaż w telewizji RTL. W trakcie realizacji zlecenia w Niemczech, pani Wioletta dowiedziała się, że będzie pracować dla nowej agencji. Wtedy kobieta zaczęła sprawdzać, jakie składki odprowadzały za nią obie polskie firmy.
- Na przykład 10 zł od kwoty 146 zł - wskazuje kobieta na wykazach ZUS. I dodaje: - Mam podejrzenie, że zaniżają moje składki, wychodzi bardzo niska emerytura, właściwie żadna emerytura.
Chociaż pani Wioletta pracowała w Niemczech, oficjalnie była zatrudniona na podstawie umowy zlecenie w Polsce. Firma wysyłała kobietę w delegację do Niemiec, ale składki emerytalno-rentowe płaciła w Polsce. Było to możliwe, bo według umowy, pani Wioletta miała wykonywać usługi reklamowo-informacyjne na terenie Polski. Tak sformułowana umowa pozwalała na płacenie zaniżonych składek ubezpieczeniowych.
- Jak firma wysyła umowę, wysyła 8 sztuk ulotek, gdzieś mamy to zostawić, na przykład na poczcie czy w przychodni. Zrobiłam to, wyjeżdżając. Więcej nic nie robiłam, bo widziałam, że opiekunki opisują, że jest to fikcja z tymi ulotkami - mówi pani Wioletta. I dodaje: - Uważam, że powinnam mieć umowę o pracę. Po trzech latach współpracy poznaję ten temat, na czym polegają machlojki.
Dzwoniąc do kilku agencji zatrudnienia opiekunów seniorów w Niemczech, zaproponowano nam pracę w oparciu o umowę zlecenie. Składki ubezpieczenia społecznego miały być naliczane od 800 złotych miesięcznie, choć zaproponowano prawie siedmiokrotnie wyższe wynagrodzenie.
Na skierowane do jednej z agencji pytanie, czy można wcześniej dostać umowę, usłyszeliśmy: - Nie. Dostanie ją pani w momencie, kiedy rodzina panią wybierze. Ja wtedy przesyłam taką umowę.
- Takie firmy żerują na tym, że opiekunka, podpisując wszystkie punkty w umowie, godząc się na wszystkie kary, które wypisała firma, staje się ofiarą tej firmy, niewolnikiem. To typowe niewolnictwo i handel ludźmi - uważa pani Wioletta.
Organizacje walczące o prawa pracownicze zarówno w Niemczech, jak i w Polsce ostrzegają osoby wybierające się do pracy jako opiekunki i proszą, by przed podpisaniem umowy dokładnie ją przeczytać, a nawet skonsultować z prawnikiem.
- Powinni zapłacić mi za nocki, za przerwy, z których nic nie miałam, powinni zapłacić mi za dźwiganie. A oni mi po przejeździe do domu wysłali jeszcze papier, że zabierają mi 300 euro - usłyszeliśmy od jednej z opiekunek.
Gdy pani Wioletta odkryła, że firma płaci za nią minimalne składki ubezpieczeniowe i nie dostaje więcej pieniędzy z tytułu świąt i dni wolnych, wypowiedziała umowę zlecenie. Pani Wioletta udzielała się też na forach internetowych opiekunek pracujących w Niemczech. Kobieta pisała, że agencja, która zlecała jej pracę, oszukiwała ją, płacąc zaniżone składki i ostrzegała, że działa jako nowa firma pod inną nazwą. W odpowiedzi prezeska nowej spółki oskarżyła panią Wiolettę o zniesławienie.
- Jestem szarym człowiekiem, który walczy o to, żeby to wyszło na światło dzienne, jak działają te firmy na terenie Niemiec. Mam nadzieję, że polski sąd wyda sprawiedliwy dla mnie wyrok, jako byłej opiekunki - mówi pani Wioletta.
Prezes spółki nie chciała rozmawiać z reporterką Uwagi! Sąd drugiej instancji uniewinnił panią Wiolettę od stawianych jej zarzutów. W całości.
dziendobry.tvn.pl
Dodaj komentarz
Komentarze